Corocznie w sierpniu, w najgorętszym miesiącu roku w Japonii, w małej osadzie Obama odbywają się mistrzostwa świata w... piciu herbaty. Zbierają się tam wówczas ludzie z całego Honshiu, aby celebrować picie herbaty na wiele sposobów. Są tam więc konkurencje takie jak spożywanie tego napoju na czas, najlepsza ceremonia oraz idealne zaparzanie. Jest to bardzo rodzinna rozrywka, ponieważ całe rodziny udają się tam, aby wspólnie przeżywać ten niezwykle ważny dla Japończyków rytuał. Z tego powodu gromadzi się tam również wielu turystów i pociągi są wówczas niezwykle zatłoczone. Ale nie przeszkadza to Japończykom, którzy bardzo lubią odbywać takie podróże. Dojeżdżają tam niezwykle szybkim pociągiem typu Shinkansen i nie boją się niczego. Można takim pociągiem dojechać w dowolne miejsce dosłownie w dwie godziny, ponieważ przekracza on 300 km/h. Ach, gdyby nasze PKP było tak szybkie.
Moja ostatnia podróż pociągiem sprawiała, że przemieszczałem się około sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, a więc było to 5 razy wolniej. Dodam, że był to pociąg pospieszny. Ale jak wiadomo, "Sorry, taki mamy klimat".
Cała impreza trwa dwa dni podczas których odbywają się również uczty, a i sake leje się strumieniami. Nie należy się jednak obawiać, że dojdzie do jakichś ekscesów - Japończycy mają bardzo słabe głowy, więc popiją z dwie czarki i od razu padają pod stół, a właściwie na trawnik, ponieważ ta impreza odbywa się oczywiście w plenerze. Na koniec wszyscy siebie przepraszają, mówiąc "Sumimasen" i wracają do swoich domów, ubierając znane już nudne garnitury Salarymanów. Ale nie można powiedzieć, żeby taka impreza źle na nich wpływała, ponieważ ogólnie rzecz biorąc, to są zadowoleni. W pracy wszyscy rozprawiają o wynikach tego konkursu i opowiadają ile wypiją gdy przyjadą tam w następnym roku. A gdy przyjdą do domu, to czeka tam już na nich żona z kubkiem ciepłej herbaty i miseczką ryżu z sosem sojowym.
Moja ostatnia podróż pociągiem sprawiała, że przemieszczałem się około sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, a więc było to 5 razy wolniej. Dodam, że był to pociąg pospieszny. Ale jak wiadomo, "Sorry, taki mamy klimat".
Cała impreza trwa dwa dni podczas których odbywają się również uczty, a i sake leje się strumieniami. Nie należy się jednak obawiać, że dojdzie do jakichś ekscesów - Japończycy mają bardzo słabe głowy, więc popiją z dwie czarki i od razu padają pod stół, a właściwie na trawnik, ponieważ ta impreza odbywa się oczywiście w plenerze. Na koniec wszyscy siebie przepraszają, mówiąc "Sumimasen" i wracają do swoich domów, ubierając znane już nudne garnitury Salarymanów. Ale nie można powiedzieć, żeby taka impreza źle na nich wpływała, ponieważ ogólnie rzecz biorąc, to są zadowoleni. W pracy wszyscy rozprawiają o wynikach tego konkursu i opowiadają ile wypiją gdy przyjadą tam w następnym roku. A gdy przyjdą do domu, to czeka tam już na nich żona z kubkiem ciepłej herbaty i miseczką ryżu z sosem sojowym.